Górskie wędrówki w RPA – Cederberg (cz. 1)

Gdzie byłam, kiedy mnie nie było? A w RPA 🙂 Tak się miło złożyło, że znajomi poznani jeszcze w czasie, gdy mieszkaliśmy w Pretorii, zaprosili nas na swój ślub na winnicy w Stellenbosch niedaleko Kapsztadu, więc nie można było takiego zaproszenia odrzucić 😀 A że to z Rwandy jednak kawałek drogi, gdyż nie ma bezpośrednich lotów (trzeba lecieć do Johannesburga i tam nocować, bo samolot ląduje o 22:30, a stamtąd do Kapsztadu leci się kolejne dwie godziny), to postanowiliśmy zrobić z tego urlop i dotrzeć w końcu w miejsce, do którego jakoś dotąd nie było nam po drodze, a które miałam wciąż na liście „do odwiedzenia”. Zapraszam w góry Cederberg!

Pas górski j jednocześnie rezerwat przyrody Cederberg znajduje się na północny-wschód od Kapsztadu, ok. 3 godziny jazdy samochodem. Teren ten został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO w 2004, wraz z kilkoma innymi rezerwatami i parkami znajdującymi się Prowincjach Przylądkowych Zachodniej i Wschodniej. Stanowią one tzw. państwo florystyczne (Cape Floral), którego powierzchnia zajmuje jedynie ok. 0.5% kontynentu afrykańskiego, ale który jest najbardziej zróżnicowanym terenem pod względem flory na świecie. Szacuje się, że ok. 20% wszystkich roślin Afryki występuje właśnie tu, a jedna trzecia z nich to gatunki endemiczne. My jednak pojechaliśmy do Cederbergu przede wszystkim po to, by połazić po górach! 😉 I zobaczyć malowidła naskalne buszmenów 🙂

IMG_20170307_175743453_HDR

W tej części RPA było bardzo gorąco i sucho. W Kapsztadzie wyświetlacze na autostradzie ostrzegały, że poziom wody w tamach jest tak niski, iż wystarczy jej na co najwyżej 112 dni. W Stellenbosch, uroczym uniwersyteckim mieście w centrum regionu winnic, na słupach i latarniach wisiały plakaty wzywające mieszkańców do naprawiania cieknących kranów i niepodlewania trawników, by zaoszczędzić choć trochę wody. Cederberg przywitał nas bezchmurnym niebem i temperaturą sporo powyżej 30 stopni o godzinie 15. Miałam wrażenie, że jestem w piekarniku z termoobiegiem, gdyż było jednocześnie bardzo sucho i wiał dość silny wiatr. Na szczęście nie zatrzymywaliśmy się na kempingu, tylko w domku, bo chyba nie dałoby się spać w namiocie w takim skwarze. Jednak  z drugiej strony niespecjalnie mi ten upał przeszkadzał, może dlatego, że wilgotność była tak niska, no i ten wiatr też pomagał.

Główną bazą w Cederbergu jest kemping o dość mylącej nazwie Algeria, czyli Algieria. Tak nazwał to miejsce pewien Francuz, hrabia de Vasselot de Régné, leśnik, który w 1880 roku został mianowany nadzorcą lasów w ówczesnej RPA. Krajobraz Cederbergu przypomniał mu Góry Atlas w Algierii, i tak już zostało 🙂 Algeria ma 48 stanowisk kempingowych oraz sześć bardzo ładnych domków (oddanych do użytku w zeszłym roku), każdy z dwiema sypialniami, łazienką, dużą kuchnią połączoną z salonem, oraz patio, oczywiście z wbudowanym grillem, czyli braai – w RPA grillowanie mięsiwa to styl życia 😉

Tego popołudnia poszliśmy tylko na krótki spacer, a na kolejny poranek zaplanowaliśmy rozgrzewkę przed dłuższą wyprawą w postaci wspinaczki do pobliskiego wodospadu. Przy okazji dowiedzieliśmy się na recepcji, że główna atrakcja Cederbergu, czyli trasa wędrówkowa do formacji skalnej Wolfberg Arch, jest niestety zamknięta! Okazało się, że szalejące tuż przed Bożym Narodzeniem pożary spowodowały tak duże zniszczenia (spaliły się trzy pola kempingowe), iż cały ten rejon zamknięto do odwołania, prawdopodobnie aż do końca tego roku… No cóż, przynajmniej nasz domek nazywał się Wolfberg Arch i mieliśmy zdjęcie tej formacji w sypialni! A do tego mam teraz pretekst, żeby znów do Cederbergu pojechać 😉

Image result for wolfberg arch
Wolfberg Arch

Rano strasznie nie chciało nam się wstawać, i zamiast o planowanej 7:30 w końcu wyruszyliśmy do wodospadu prawie dwie godziny później… Szliśmy sami, bo inni już dawno byli w trasie albo i u celu 😉 Na szczęście nie jest to długa wyprawa, bo szlak zaczyna się tuż za kempingiem, a sama wspinaczka spokojnym tempem, z przerwą na wypicie wody w cieniu jednego z bardzo niewielu drzew (a właściwie drzewek) zajmuje około półtorej godziny. Po drodze spotkaliśmy ekipę wspinaczkową pracowników parku, którzy z głośnymi okrzykami przeplatanymi śmiechem i gwizdaniem schodzili właśnie z inspekcji trasy. Było oczywiście gorąco, więc zastanawialiśmy się, ile tak naprawdę jest tego wodospadu, skoro od kilku miesięcy nie padał deszcz. Gdy dotarliśmy do niego, okazało się, że niewiele w porównaniu ze zdjęciami, które widzieliśmy! Ale i tak bardzo ładnie to wyglądało, a do tego było sporo cienia i piękne widoki 🙂 Zastaliśmy tam już grupkę osób, ale powoli zbierali się oni do powrotu, więc wkrótce mieliśmy to miejsce tylko dla siebie.

Posiedzieliśmy sobie przy wodospadzie jakiś czas, więc gdy zbieraliśmy się do powrotu, było już po 12. Cienia zrobiło się trochę mniej, ale jednak schodzenie jest łatwiejsze, niż wspinanie się, zwłaszcza że ścieżka składa się głównie z dużych skał, jak schody, więc postanowiliśmy nie robić sobie przerw. Ostatni odcinek jest płaski, ale zupełnie nieosłonięty, więc tu przyspieszyliśmy kroku, by jak najszybciej znaleźć się na kempingu w cieniu drzew. Wysmarowani byliśmy oczywiście kremem z wysokim filtrem, ale taki żar lał się z nieba, że czułam, jak mi to gorące powietrze po prostu parzy skórę. Spotkaliśmy wtedy też dwie pary, które właśnie zaczynały wspinaczkę, mam nadzieję, że się po drodze nie rozpuścili 😉

Jako że trochę się napociliśmy, popołudnie postanowiliśmy spędzić na relaksowaniu się 🙂 Zresztą wtedy było najgoręcej, a do tego wiał znów wiatr, który wcale nie chłodził, wręcz przeciwnie, miało się wrażenie, że ktoś otworzył piekarnik i wrzące powietrze owiewa wszystko wokół. Na kolejny dzień zaplanowaliśmy nieco dłuższą przygodę, która wymagała przejazdu przez cały park. Znów chcieliśmy w miarę wcześnie zacząć, żeby nie umierać z gorąca już na samym początku, i znów nam się nie udało 😉 Ale to już opowiem następnym razem!

20 uwag do wpisu “Górskie wędrówki w RPA – Cederberg (cz. 1)

  1. Pingback: Górskie wędrówki w RPA – Cederberg (cz. 2) – Marianna in Africa

    1. No niestety, kryzys jest. I to nie pierwszy raz, w 2015 roku w Pretorii, gdzie wtedy mieszkałam, deszczu nie widzieliśmy od kwietnia aż do listopada, a nawet, jak już spadł, to niewiele… Właściwie przez prawie 9 miesięcy nie padało! Klimat się zmienia, nie tylko w RPA to widać, ale w całej Afryce południowej, gdzie katastrofalne dla upraw susze nawiedzają kilka krajów od paru lat, a nawet tu w Rwandzie nie pada tyle, ile powinno w porze deszczowej…

      Polubienie

  2. Wow! Świetne. RPA wydaje się jeszcze bardziej kuszące 🙂 Ciekawi mnie w jakim sezonie jest więcej wody. Dziwnie, gdy człowiek na codzień nie zastanawia się czy mu starczy wody czy nie (zwłaszcza gdy za oknem leje), a tam jest ogólna akcja oszczędzania wody. Wodospad mimo nie wielkiej ilości wody piękny. Czy na tą pogodę kremy z filtrem cokolwiek pomogły? RPA marzenie 🙂

    Polubione przez 1 osoba

    1. Akurat w tamtym regionie pada głównie zimą, czyli od czerwca do września, choć już jesienią zaczyna się robić chłodniej i bardziej mokro (a we wschodniej cześci kraju jest odwrotnie, burze z rzęsistym deszczem i gradem są głównie latem, a zimą susza i piękne słońce) 🙂 Na szczęście krem rzeczywiście wytrzymał natężenie słońca i mam tylko delikatną opaleniznę! 😀

      Polubienie

  3. Wow to musi być niesamowite mieszkać w Afryce! I ją zwiedzać przy okazji. To pierwszy wpis, od którego zaczęłam, ale zaraz ogarnę resztę, bo strasznie mnie intryguje, dlaczego akurat tutaj i co tu porabiasz… W tym piekarniku ;D
    Ja z kolei piszę o Islandii, bo mieszkałam i pracowałam tam, ale już jestem spowrotem w Polsce. A na przekór, kocham lato i ciepełko! Ale również polecam, cudowny kraj 🙂

    Polubione przez 1 osoba

    1. Ach, Islandia, moje wielkie marzenie! ❤ Ostatnio już mi trochę za ciepło w tej Afryce i oglądam seriale, których akcja rozgrywa się na Islandii właśnie, albo w Szkocji, na Wyspach Szetlandzkich, tudzież w deszczowej Walii 😀 Pozdrawiam serdecznie!

      Polubienie

Dodaj komentarz