Piękne plaże na Zanzibarze! :)

Wyspa przypraw. Rajskie plaże. Historyczne Stone Town. Zanzibar, autonomiczny archipelag leżący u wybrzeży Tanzanii, to nie tylko ciekawe, ale i po prostu piękne miejsce na urlop 🙂 

Z Kigali na Zanzibar można lecieć Kenya Airways przez Nairobi, ale my wybraliśmy tańszą opcję (i bardziej przyjazną, jeśli chodzi o godziny i czas podróży): bezpośredni lot do Dar es Salaam w Tanzanii liniami RwandAir, a tam przesiadka na 15-minutowy lot tanzańskimi liniami Precision Air na wyspę. Co ciekawe, nie jest to mały samolocik, czego się obawiałam, lecz normalny samolot pasażerski, gdyż Precision Air przez Zanzibar lata do… Nairobi 🙂 Wszystko zadziałało jak w zegarku, nie było żadnych opóźnień, bagaż też nigdzie nie zaginął. Na lotnisku w Dar ustawiliśmy się w kolejce po wizy. Jednorazowy wjazd na 90 dni kosztuje $50. Do wypełnienia jest krótki druk wizowy, potem trzeba tylko zweryfikować odciski palców i poczekać na wydruk wizy (nie trzeba przywozić zdjęcia, bo do wizy skanuje się zdjęcie z paszportu, sprytne!). I znów wszystko przebiegło sprawnie i dość szybko. Z kolei na Zanzibarze, który jest autonomią, też trzeba wypełnić druk wjazdowy do Rewolucyjnej Republiki Zanzibaru, ale dodatkowych opłat już nie ma. Celnik przyjmujący mój kwit na widok paszportu oznajmił z uśmiechem i po polsku: Dziękuję! Polskich turystów na Zanzibarze jest dużo, o czym zresztą miałam się zaraz przekonać 🙂

IMG_20170629_153629721.jpg

IMG_20170629_162814606.jpg

Z lotniska odebrała nas taksówka zamówiona przez hotel, w którym się zatrzymaliśmy. Właściwie trudno go nazwać hotelem: Jambiani Beach Hotel to kilka bungalowów tuż przy plaży, w spokojnej miejscowości Jambiani na południowym-wschodzie wyspy. Podróż z lotniska trwała godzinę. A na miejscu przywitał nas taki oto widok 🙂

IMG_20170629_180323724_HDR.jpg

Spędziliśmy w tym sielskim miejscu niecałe 5 dni i żal nam było wyjeżdżać! To naprawdę dobra opcja zakwaterowania na Zanzibarze, jeśli szukacie spokoju. Nas nie interesowały zakupy ani spędzanie czasu w towarzystwie dużej liczby ludzi, gdyż to mamy na co dzień. Potrzeba nam było trochę prywatności, a przede wszystkim szumu oceanu i świeżego powietrza 🙂 Rezerwację zrobiliśmy przez Booking.com, 5 nocy ze śniadaniem dla dwóch osób kosztowało nas $345, co moim zdaniem było naprawdę dobrą ceną za to, co otrzymaliśmy. Bungalow był duży, urządzony prosto i funkcjonalnie, miał dwa łóżka pojedyncze i jedno podwójne, moskitiery, wentylatory na suficie (zdecydowanie wolę je od klimatyzacji) oraz dużą łazienkę z prysznicem (choć brakowało w niej zasłonki, ale spotkałam się z tym już kilka razy, więc to chyba norma). Do tego mają tam naprawdę dobre jedzenie (humus, placuszki chapati i guacamole były bardzo smaczne) i robią pyszne koktajle! 🙂 Najdroższe potrawy w menu kosztowały $10 (bardzo duże porcje), ale średnio $5-$7, piwo $3, a koktajle $5. Jedną z najciekawszych rzeczy, jakie jadłam było „curry” z ośmiornicy (złowionej tego ranka). Oprócz kawałków mięsa, papryki i marchewki w ciemnym, gęstym sosie pełnym przypraw były także… zielone oliwki! Świetnie się to wszystko komponowało. Obsługa też była przemiła, właścicielką jest Niemka, ale na miejscu wszystkim zajmuje się sympatyczna Francuzka o imieniu Virginia.

IMG_20170630_085813848_HDR.jpg
Śniadanie z widokiem 🙂

IMG_20170630_161802065_HDR.jpg

Zabawne było to, że oprócz nas w hotelu były jeszcze tylko dwie rodziny, obie z Polski 😀 Bardzo sympatyczni ludzie, a ich dzieci w wieku podstawówkowym grzeczne, bezproblemowe i potrafiące się sobą aktywnie zająć. Wszyscy rodzice mieli ze sobą grube książki i czytali właściwie przez cały czas, jedna z mam czytała też swojej córce na głos Harry’ego Pottera. Aż przyjemnie było patrzeć 🙂

Z terenu hotelu schodzi się prosto na piękną plażę o miękkim, białym piasku. Od czasu do czasu lokalni handlarze tzw. pamiątkami i panie oferujące hennę i masaże zaczepiają turystów, ale nie są nachalni ani niegrzeczni, wręcz przeciwnie – uśmiechają się, pozdrawiają, i idą dalej. Dla mnie fascynujące było obserwowanie z leżaka przypływów i odpływów. Pierwszego wieczoru plaża praktycznie zniknęła, a każdego kolejnego dnia pływy były zupełnie inne, i o różnych godzinach. Popołudniami pojawiało się wielu kitesurferów, którzy śmigali aż po horyzont, do rafy. Zanzibar to dobre miejsce dla początkujących, gdyż wody są w miarę spokojne, było więc sporo ludzi, którzy po raz pierwszy w życiu próbowali swoich sił w tym sporcie. Popularną miejscówką na taki kurs oraz na pyszne drinki i przekąski jest Zanzibar Bar, prowadzony przez Francuza i Holenderkę, hipisów w wieku ok. 50 lat. Ogólnie atmosfera w Jambiani była taka hipisowsko-rasta, z głośników leciało reggae, wszyscy na luzie, uśmiechnięci, nikomu nigdzie się nie spieszy. Naprawdę się tam zrelaksowałam. Przyjemnie też było popatrzeć na te uśmiechy właśnie, bo w Rwandzie to jednak nieczęste, tu ludzie są z reguły poważni i zamknięci w sobie.

No dobrze, to teraz czas na więcej fotek, a następnym razem opowiem o Stone Town i farmie przypraw 🙂

IMG_20170630_122925680_HDR (2).jpg

IMG_20170630_164650812_HDR.jpg

IMG_20170630_170125086_HDR.jpg

IMG_20170630_170359308.jpg

IMG_20170701_161047050.jpg

IMG_20170703_182435286.jpg

IMG_20170703_120746787.jpg

6 uwag do wpisu “Piękne plaże na Zanzibarze! :)

  1. Magda

    Zazdroszczę, ale za miesiąc i ja wybieram się w podróż życia.:) To mój pierwszy wyjazd w tamte strony, więc jestem na etapie szukania wskazówek i inspiracji. Przyjeżdżam na 14 dni, zatrzymuję się w Makunduchi (Clove Island – cloveisland.com) i choć miejsce już samo w sobie jest naprawdę świetne, nie należę do turystów leżących, więc zamierzam korzystać z różnych atrakcji i jeździć po wyspie. Już nie mogę się doczekać!:)

    Polubienie

  2. Pingback: Zanzibar: Stone Town i farma przypraw – Marianna in Africa

Dodaj komentarz